5.31.2011
jutro jest Dzień Dziecka. z tej okazji proponuję bunt rodziców. żadnego kupowania nowych zabawek. w zamian za to, dla dzieci całodzienny obowiązek zabawy tym co mają: godzina jazdy na longboardzie, rowerze, rolkach, godzina układania z Lego, zabawy autami i gry w piłkę, godzina czytania książki lub oglądania ilustracji i rysowania własnych, klilka chwil na przebranie lalek, zabawę w agentów i na lepienie z masy.......
jestem pewna, nie starczyłoby im czasu nawet na zjedzenie posiłków, a tym bardziej na pójście do przedszkola/szkoły.
5.30.2011
5.27.2011
Trzej muszkieterowie,
zdjęcie z serii być jak .....
d'Artagnan
(choć w powieści, z d'Artagnan to była ich czwórka)
Etykiety:
być jak.....,
czarnobiałe,
dzieciństwo,
życie szkoły
5.26.2011
5.25.2011
zamyślona i ukryta.
przyszła nagle jak niezapowiedziany gość z daleka, z innego świata. owinięta w chustę niczym Hinduska w sari, siadła przy pokomunijnym stole i opanowała go swoją obecnością. tak że wszystko co działo się wcześniej, zdało mi się tylko snem. najwyraźniej wyrwała mnie na nowo ku światu zewnętrznemu.
na marginesie:
chwilę po zrobieniu zdjęć, fantastycznie grzmotnęło i lunęło z nieba.
dobrze że jest pies, bo byśmy ugrzęźli za tym stołem.
przy okazji, o grzechu.
tydzień wcześniej komunię miał kuzyn z warszawy. podobno strasznie denerwował się, bo Iga powiedziała mu, że ten kto nie występuje w kościele, nie otrzyma rozgrzeszenia. żeby było jasne - Iga nie występowała. (tym samym zgodnie z powyższą logiką skazała się na potępienie).
właściwie przestałam dziwić się jej fantazjom, gdy usłyszałam te wszystkie podziękowania od księdza dla księdza i jeszcze dla proboszcza, i dla kochanych rodziców i w ogóle. niemalże każde dziecko zaangażowano....
było minęło.
5.24.2011
a jednak, odzyskałam sens Pierwszej Komunii, nie w sensie religijnym, ale kulturowo-społecznym. po tym co widziałam, stała się dla mnie istotnym rytuałem przejścia z dzieciństwa do (przed)wczesnej adolescencji.
ewidentnie w trakcie przygotowań, hartuje się dzieci - wyrywa z codzienności do innego świata, nie do końca jasnego, niezupełnie przyjaznego. każe stać w kościele, ustawia się je, rozlicza z tajemniczych formułek, sprawdza się ich cierpliwość, wytrzymałość, odwagę i refleksyjność (w przeżyciu większości dzieci pierwsza spowiedź jest nie lada wydarzeniem), a na koniec, już po wszystkim, obdarowuje się je prezentami, już nie dziecięcymi. te wszystkie ipody, mp3 i 4 aparaty, zegarki i laptopy, pieniądze, medaliki itp, tak bardzo piętnowane jako przejaw konsumpcjonizmu są również, czego chyba nie zauważa się, symbolami młodzieńczości i wolności. być może, bycie nastolatkiem zaczyna się dziś w Polsce po Pierwszej Komunii Świętej, na co istnieje nie do końca uświadomione, przyzwolenie społeczne.
z refleksji komunistki:
niesmaczny ten opłatek. twardy jakiś!
wiesz na ławkach były przyczepione takie same stroiki na świeczkę jak ten, który mam na włosach. identyko!
5.21.2011
5.20.2011
5.15.2011
5.13.2011
przy okazji robienia zdjęć, których wcale nie miałam robić, nie po to przyjechałam, tylko na chwilę, na jedno słowo i łyk sokukawyherbaty, wypatrzyłam na półce książkę zupełnie niezwykłą, prawdziwego białego kruka literatury, takie coś co niektórzy poszukują latami, dopytują antykwariuszy i wypatrują na Allegro. stało sobie zwyczajnie pożyczone, rozparcelowane na dwa domy. podobno Agutka, znalazła ją przy jakimś śmietniku, leżała sobie niechciana, przytulona do tomu pierwszego, ze ściętą głową Meduzy na okładce.
to chyba dość niezwykła historia. dla zainteresowanych chodzi o Maski (red. Janion M. i Rosiek S.) wydane w roku 86, prócz innych pozycji zbioru Transgresje były oknem na świat polskich humanistów.
o fotografiach
leżą tak blisko muzyki, że aż ją słyszę.
podobno coś co jest inaczej powiedziane jest w istocie inne (Janion M.)
zatem dziś o fotografowanej sytuacji na dwa sposoby. wybór należy do Ciebie:
1. Ania pracowała, a ja od pracy w fotografowanie uciekałam.... patrząc na to wszystko, co się działo, myślałam o muzyce, pięciolinii, wstążkach i tańcu klasycznym. dałam się ponieść wrażeniom.
2. bajzel był nieprzeciętny. Anka, tkała z czarnej taśmy, a mnie się kurwa, nic nie chciało. pitoliłyśmy o pierdołach. jak zwykle. strzelałam foty bez opamiętania.
ze zwierzeń
chwilę wcześniej na ścieżce rowerowej, ślimak przeciął mi drogę.
5.11.2011
to chyba jedno z nielicznych zdjęć, na które patrząc, zapominam o kontekście sytuacyjnym. za to obezwładnia mnie siła najróżniejszych odwołań, estetyk i symboli. siedzi mi w głowie jak nierozwiązany rebus, jak to pytanie przeczytane kiedyś w którejś z książek o etyce: co właściwie jest złego w śmierci? porażające i fascynujące - na granicy jakiejś perwersji.
na marginesie
mój blog niespostrzeżenie zamienił się w fotobloga i chyba tak zostanie, do czasu, aż się uporam z tym co niedokończone.
Subskrybuj:
Posty (Atom)