10.31.2011











moje ostatnie.
pospiesznie poszkliwione i tak też sfotografowane. światło było fatalne: wieczorne, niskie, granat przeszedł w czerń, a beże aż kłuły po oczach. w takich warunkach nie da się, a jednak czego się nie robi z braku czasu...

10.30.2011























idzie zima projekt. zapomniane tradycje.
preludium - motki, włóczki, kłębki nerwów i wełny.



na marginesie
dopiero po czasie się zorientowałam, że gdy fotografowałam te wszystkie nici i krzaki, ktoś w tym czasie fotografował mój rower. postawiłam go w kilku metrowej odległości od krzaków, dość niefortunne bo na środku alei parkowej. ostatecznie, też mu zrobiłam zdjęcie - niech się zachowa rupieć, nie tylko w pamięci.

10.16.2011






tak tak, przerwa trwa;)

o zdjęciach:
podobno w Szczepanowie nad ranem całe dachy domów parują, a ja głupia, zachwycam się dymiącymi krzakami pod domem.....

przy okazji, szczepanowskie Pracownie Karkonowskie:
http://pracowniekarkonoskie.bloog.pl/

10.14.2011





przerwa w przerwie od blogowania;)

o zdjęciach
wolny dzień (od szkoły)
czyli w Dzień Matki, matki winny być zwolnione od matkowania, a w Dzień Kobiet, kobiety od bycia nimi? skoro Dzień Nauczyciela świętuje się wolnością od nauczania.....

10.13.2011





a jednak, istnieje coś szybszego od światła. brzmi to bardzo romantycznie. zapewne dlatego, lada chwila, można spodziewać się reaktywacji starych lub nowych metafizycznych wizji rzeczywistości i człowieka z udziałem sł nadprzyrodzonych.

na marginesie
dwutygodniowa przerwa w życiu bloga chwilki.

10.10.2011







życie, podobnie jak podcina ludziom skrzydła, podcięło je również Smoczycy, zupełnie niespodziewanie. może, nie zauważyłaby nawet, gdyby nie fakt, że poczuła się jakby lżejsza, bo bez potencjału, możliwości i marzeń. teraz, będąc matką, siłą rzeczy, twardo choć powoli stąpała po ziemi.
ale Czarownica wiedziała swoje. była tego pewna: niektórym ludziom po latach odrastają skrzydła. cichutkie, przezroczyste i mocne, niewidoczne dla otoczenia. to dzięki nim - szczęściarze! - latają w przestworzach i łapią swe marzenia. ze smokami musi być podobnie, wystarczy poczekać – dumała sobie, a Prawdziwy Zwierz donośnym chrapaniem rozbijał jej myśli na drobne, nic nieznaczące kołatanie w głowie. tak rodziła się muzyka.

10.09.2011


















ze zwierzeń
mamo, nie wierzę w polskiego Boga tylko w bogów greckich - ot siła dobrej narracji (Percy Jackson i bogowie olimpijscy)


o zdjęciach
zrobione w trakcie wyprawy do Stolca - znów siła słowa. aż głupio je, ot tak, bez skrępowania wypowiadać.
po drodze, chmury jak dryfujące góry, bajecznie i niebezpiecznie blisko ziemi. w mieście trudno było to zauważyć. na peryferiach świata niektóre rzeczy wydają się mocniejsze.

10.08.2011









zgodnie z powiedzeniem – nauka poszła w las z psem i z aparatem.

o zdjęciach
idzie nowe.
nowe Syrenie Stawy - zamiast buszu i bajora ma być nowocześnie. to jedno z tych słów, którym nie wierzę.



o współczesnych świątyniach konsumeryzmu mówi się przestrzenie pseudopubliczne. bo tylko pozornie, każdy może w nie wkroczyć, taka subtelna separacja/gettyzacja.

na fotografiach
nowa galeria handlowa w mieście - Kaskada. z zewnątrz bunkier na kilka parceli, a w środku - jak to w bunkrze - ciasno.

10.07.2011








o zdjęciach
bardzo niepraktyczne, bardzo niepotrzebne, ale....... jak w takiej cudnej aurze nie fotografować?

10.05.2011



rozgniewany.
jak wiadomo, bez względu na wiek, każdy rozgniewany czuje się niekochany.

10.03.2011





podobno metaforą miasta jest ciało. jego idea zmienia się wraz z wiedzą i wizją ludzkiego organizmu. o tych współczesnaych mówi się, że są zakochane same w sobie. pełne luster, strzelistych budowli, symbolizują narcystyczną miłość człowieka. niezbyt przyjazne ale piękne, wzbudzają pożądanie, mamią i uwodzą. podobno od dawna nie chodzi w nich o funkcję, a wyłącznie o estetykę i o formę. tak jak ciałom regularnie pompującym na siłowni.

z perspektywy Szczecina to wszystko brzmi zabawnie - jak dobry żart. ale jeśli faktycznie tak jest, to metaforą jakiego ciała jest to miasto?

o zdjęciach
ścieżka rowerowa jak aorta. performansuje Niedzielna Artystka;)
zrobione przy okazji Szczecina Szczęśliwego.

10.02.2011











































to chyba Eco postawił to pytanie: czemu by nie nazwać sztuką dzieł przyrody? czyż nie zachwycają formą? lekkością? czyż nie wzbudzają emocji? nie rozczulają do łez?

z marzeń:
móc podrobić naturę. póki co, nijak nie udaje się.


przy okazji zdjęć:
chyba jakiś zamroczony po sobocie anioł spadł o świcie z nieba na ziemię. pogubił pióra, zahaczył ażurowym wdziankiem o gałęzie i podarł je zupełnie. delikatne strzępy wisiały prawie na każdym drzewie, słupie i krzewie. wśród obumarłych liści walał się anielski puch, mokry od rosy i porannej mgły. nie ma co, szybko się taki nie pozbiera, nie załata się, nie poskleja – wiadomo, jesienna deprecha. chyba że, grzybki uniosą go na chwilę z powrotem do nieba.

na marginesie
babie lato, to podobno sprawka pajęczej młodzieży. przędą chyba tylko dla sportu, w ramach treningu, z kiepskich szybkorwących się nici. równo, bez względu na płeć, nie potrzebują do tego parytetów, przywilejów ni ulg.