6.30.2011



najwyraźniej, nie tylko Piotruś Pan gubi swój cień.


forever young.... oby.

6.26.2011


z usłyszanych:
wcale nie trzeba wyjeżdżać z domu, by wakacje były fajne!
uf.




jadąc na rowerze:
mamo, a czy dwóch chłopaków może urodzić dziecko?
Iga: nie.
a czemu?
Iga: bo nie mają jajeczka. mają tylko plemniki....
a co to są plemniki?
wykluczona z rozmowy, zostałam w tyle.

na marginesie:
autosocjalizacja – istnieją tacy, którzy dowodzą, że dzieci w większym stopniu socjalizują się same niż przez kontakt z dorosłymi. podobno dorośli nie są im wcale potrzebni do przetrwania. racja. doskonale same organizują się w stada, solidaryzują (np. grupy dziecięce w Johanesburgu). są o niebo bardziej kompetentne niż chcielibyśmy.

o zdjęciach
pisałam to wszystko, gdy Iga obudziła się i jeszcze zaspana, przyszła tarmosić psa.


podobno w naszej kulturze, dzieciom dostają się odchodzące do lamusa przywileje dorosłych. inaczej rzecz ujmując, to co społecznie zaczyna być spostrzegane jako archaizm, albo mniej delikatnie – przeżytek, bywa odkrywane jako idealne dla dziecka. niniejszy los, spotkał miniaturowe manekiny krawieckie, czyli lalki modne, (prototypy dzisiejszych Barbie). zanim zaczęły być przypisywane dziewczynkom jako naturalne ich zabawom, lalkami obdarowywały się eleganckie mieszczki na znak przyjaźni, dzieląc się w ten sposób nowinkami stylistycznymi.
nie oznacza to, że kobiety rezygnując na rzecz córek z lalek, zarzuciły zainteresowanie modą. wręcz przeciwnie. owoce rewolucji przemysłowej w postaci nowych, tańszych i łatwiej dostępnych tkanin, sprzyjały zainteresowaniu modą i procesowi niejako ulalkawiania się kobiet. dzisiejsze modelki to wszakże żywe manekiny.

na marginesie
coś mnie w środku boli, gdy o tym wszystkim piszę.

na zdjęciu
prócz Agaty, modne okulary.

6.23.2011



z przeczytanych:
to, co nas zniewala jest zarazem tym co nas stwarza. uwarunkowanie choć odbiera wolność, daje zarazem możliwość egzystencji (za Agata Bielik-Robson).

o zdjęciu
zaczął się wakacyjny szał czytania. w jej przypadku, to jeszcze trochę takie wyścigi, ściganie się samej ze sobą: tyle a tyle stron do końca tygodnia a do końca wakacji tyle a tyle książek, itp. wszystko, jeszcze, bez tego dotkliwego zanurzania się w lekturę, upajania się treścią, bez pamięci za to z domieszką egzaltacji. póki co to sport, a ona trenuje zapamiętale i wygrywa. tymczasem, powoli do zawodów wkracza brat. jeszcze duka, jeszcze gubi przeczytaną treść ale stara się. on dla odmiany nie ściga się sam ze sobą, ale z Igą – jest mu ukochanym punktem odniesienia.

6.19.2011







kilka zdjęć z wieczora.
słów mi brak.


koronkowy i kosmaty
dwa nocne motyle znalezione rankiem na drzwiach wejściowych.
chwilę wcześniej Iga zadała pytanie:
dlaczego nie wiemy kiedy zasypiamy?

ze śmiercią jest zapewne podobnie, tuż przed, tracimy świadomość, że umieramy.

o znalezionych ćmach
do tej pory nie wiem czy zasnęły czy pomarły.

no i proszę, mniej więcej rok temu pisałam kilka słów o terminie osoba ludzka (http://chwilkablog.blogspot.com/2010/07/najgupsze-z-pojec-osoba-ludzka.html#comments) a ostatnio trafiłam na artykuł O byciu osobą poza gatunkiem homo sapiens. autor, David DeGrazia, pisząc o delfinach i małpach człekokształtnych wprowadza pojęcie osoby granicznej. więc jednak, mentalna rewolucja jest możliwa?
dla zainteresowanych chodzi o nową książkę firmowaną przez Petera Singera: W obronie zwierząt.

o zdjęciu,
mimo sugerującego osobę, uczłowieczającego imienia Viking, to zwierzę totalne.

6.18.2011



to także ręczna robota, nie kołowa. takie nieplanowane szukanie-próbowanie, z potrzeby chwili, gdy bardzo chce się lepić, zrobić wreszcie coś konkrenego, ale nie bardzo wie się co.




wabi-sabi to to nie jest, choć jest imperfect, impermanent and incomplete, nawet bardzo. brak temu jednak, choćby odrobiny szlachetnej melancholii, która różnicuje to co proste od prostackiego.

na marginesie:
przez intensywny aromat kuleczek zielonej herbaty Pies nie mógł spać.

6.15.2011



kawałek szczecina
tylne, nieużywane wejście do Urzędu Miejskiego. na dodatek ruchome bo przerzucone z jednego bloga do drugiego. właściwie nie wiem dlaczego.

6.13.2011



to, co odbija się w szybie po prawej stronie to podobno sztuka. wykonane przy okazji kolejnej edycji Festiwalu Sztuk Wizualnych Inspiracje. szkoda, że nie było porządnego wiatru, może chociaż dźwięk zaskoczyłby. w końcu, powieszone na lokalnej świątyni działań arystycznych, odrobinę przypominały organy.


a ja kocham swoją mamę, co ma włosy jak atrament, złote oczy jak mój miś i płakała rano dziiiś....
- dlaczego płakała?
- ze wzruszenia
- ?
- bo dostała prezent od dziecka....

na fotografiach, dla odmiany, mama trochę mniej wzruszona.





jak widać, inni też robili zdjęcia albo filmowali.
przez chwilę myślałam o dzieciach Sally Mann. podobno, przynajmniej niektóre z nich, były uzależnione od modelowania. naszym, to chyba nie grozi. nie fotografuję ze statywu, na długim czasie, nie czekam na właściwe światło, nie każę ustawiać się im do zdjęcia.

ponadto
jedyny typ fotografii, który darzą jakimkolwiek zainteresowaniem, to ten z okresu ich okołoniemowlęctwa. każą sobie wtedy opowiadać o tym jak to było kiedy byli w brzuchu u mamy, albo kiedy rodzili się, kiedy jedli mamy mleczko i kiedy zasypiali mi na rękach. sami też wzbogacają te historie, rodzinne legendy
- Miłosz w brzuchu nieźle chlupał
- jak to?
- nie pamiętasz? siedziałaś na materacu, tata słuchał z jednej strony a ja z drugiej
- a tobie jak było wtedy w brzuchu u mamy?
- ciasno


na marginesie
ostatnio mnóstwo ciąż dookoła nas. dosłownie, jakaś słodka epidemia.







zdjęcia zrobione w trakcie wyprawy do Niemiec nad jeziorko. niewiele pamiętam prócz szarych dzieci taplających się w smolisto-czarnej, gęstej wodzie – to wspomnienie obrazu z mojego wyświetlacza w aparacie. wpatrywałam się w niego tak uparcie, tak namiętnie, że niewiele więcej zdołałam dostrzec. a podobno był wieczór, tuż po deszczu, przez chmury przeciskały się resztki złotego słońca, komary cięły, a woda była cieplejsza niż powietrze.







o zdjęciach
zrobione pod sam koniec spaceru fotograficznego. tym razem jedynie udostępniałam aparat, fotografowała Eunika (kobieta z lewej strony), asystował jej Marek.

w otoczeniu placu zabaw, dzieci i ich opiekunów, skoncentrowani na pracy, stanowili widok niemalże baśniowy. obcy, których fotografowała, w większości traktowali ją jakby była przezroczysta. nikt nie prostował się do zdjęcia, nikt nie traktował serio, nie pytał po co? i kim pani jest?. swoi, zanurzeni po uszy w plotach, też pozapominali, że Eunika pstryka.

a jednak, między plotą a plotą, zaskoczył mnie ten typ poprawnej politycznie obojętności. z drugiej strony, to właśnie dzięki niej Eunice, udaje się dotknąć rzeczywistości taką jaką jest: pstrokatej, chaotycznej i zaskakującej.

dla zainteresowanych flickr Euniki:
http://www.flickr.com/photos/eunikawachuta/


wygląda na to, że prócz etykiety ludzie lepią, powinnam zrobić też ludzie fotografują.

może to taki nowy typ lustra społecznego – pokażemy ci bez komentarza jaki/jaka jesteś. słowom wszakże nie można ufać.

więcej na:
http://szczecinszczesliwy.blogspot.com/2011/06/zdjecia-zrobione-w-trakcie-wyprawy-na.html
http://szczecinszczesliwy.blogspot.com/2011/06/to-szczecin-zatopiony.html

6.09.2011



małe pojemniczki na małe szczęścia. obok grzało się w spore cielsko.

na marginesie
mentalnie tkwię ciągle na początku maja:
1. nie wierzę truskawkom
2. słońce wydaje mi się jakimś nadmiarem.

poniżej, szukałam cienia, znalazłam miecz świetlny, za to w pełni naturalny i ekologiczny.




minęły już dwa tygodnie, że robisz zdjęcia?

nie, no skądże.......

6.01.2011




zdjęcia z serii być jak
Ankaczyńska
ciągle z tym aparatem (cyt.)

zatem, dwutygodniowa przerwa.


być jak............
ninja.
nieśmiertelna, fascynacja sztukami walki. boks przy nich, to jakaś nieporadna miotanina.
to co tak wyraźnie różniło dawny Daleki Wschód od Zachodu to stosunek do ciała i cielesności. nie sposób pominąć w tym znaczenia religii.

na marginesie
wszystkim dzieciom zaglądającym tu dobrego, pięknego dzieciństwa!


z serii być jak.....
turyst(k)a
we własnym mieście.





zdjęcia jeszcze z niedzieli, z serii podejrzane.
współcześni rodzice są trochę jak kibice. tylko, jak to jest, cały czas być zawodnikiem?