11.02.2011



















zima idzie projekt. zapomniane tradycje.
odsłona druga: Druciara.


robótki ręczne: druty, szydełka i wyszywanki. zmora i wybawienie elegantek, matek lat osiemdziesiątych. przy okazji działały lepiej niż niejedna szklaneczka melisy na uspokojenie. ogrzewały serca i postrzępione nerwy.
o dziwo, okazuje się, że pokolenie córek też z prawo-lewo nieźle sobie radzi.
z papieroskiem robić na drutach nie da rady. empirycznie sprawdzone.

6 komentarzy:

  1. moja babcia robiła na drutach - nierzadko z papieroskiem :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. nina_w_mieście3 listopada 2011 11:09

    właśnie! jak już Pani pojechałaś, pomyślałam o papaierosku. ale to by musiał wyjść wizualny dysonans - tu ciepłe druty na szaliku a tu pecik zwisający z ust... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale druciara! widziałam ją w takiej akcji nie raz! a papieroska można w przerwie, żeby się zamyślić, popatrzeć w dal przez chwilę, odpłynąć na 5 minut...

    OdpowiedzUsuń
  4. a jednak da rady!
    Nina, to zaden dysonans! bardzo lubie Twoje wizje i pomysly, wiec nie hamuj, nie hamuj sie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla mnie to nigdy nie była zapomniana tradycja, bo przez większość życia chodziłam w swetrach itp. ręcznie robionych - najpierw przez mamą, potem przeze mnie ;-) Do dziś to uwielbiam - świetnie uspokaja...

    Tylko nigdy w życiu nie dziergałam w plenerze!!!

    Mam ochotę tak w ogóle wydziergać coś szalonego, ale nie mam czasu... ;/

    A poza tym to zdjęcia są super! Zwłaszcza 5!

    OdpowiedzUsuń
  6. no wlasnie to "nie ma czasu" dzierganie przenosi w niepamiec......

    OdpowiedzUsuń