z czeluści twardego dysku
próba tekstu o dzieciach i dla dzieci
Pogromca windy
W pewnym wieżowcu na
ostatnim, trzynastym piętrze mieszkał chłopiec. Mieszkał z mamą,
z tatą i z laptopem. Mama mówiła do niego Koteczku, tata
wołał Stary!
– jakby odzywali się do dwóch różnych osób. On
sam, w Internecie przedstawiał się jako Pogromca.
Miał prawie dziesięć
lat, kasztanowe włosy spięte w kitkę, chodził do trzeciej klasy i
wciąż wierzył w wilkołaki. Mało tego, był przekonany, że
któryś z nich mieszka w tym samym bloku co on, na którymś z
niższych pięter i podobnie jak większość dorosłych, każdego
ranka zjeżdża windą do pacy. Dlatego chłopiec nigdy-prze-nigdy
nie wchodził do windy i unikał wzroku sąsiadów. Zbiegał po
schodach, nie oglądając się za siebie – szybko szybciej! szybko
szybciej! A i tak, na parter docierał dłuuugo po rodzicach, ale
przynajmniej cały i zdrowy. Cieszył się, że ocalał. Za to oni,
zazwyczaj nie wyglądali na zadowolonych. Tato przed klatką palił
papierosa, albo mama paliła, a tato nudził się tuż przy schodach.
-
To
jest chore! Stary, przestaniesz kiedyś? – witał syna.
Mama witała go trochę
inaczej:
-
Koteczku, kochanie, nic ci
nie jest? A jakbyś nogę złamał na tych schodach? Koteczku......
Zobacz, znów przez ciebie spóźnimy się..... – miała niemalże
płaczliwy ton. Chłopiec milczał. Po cichu cieszył się, że
wciąż żyje, że po drodze nie rozszarpał go żaden wilkołak.
Nikomu,
ale to nikomu tego nie mówił, ale skrycie pragnął zostać
Pogromcą Wilkołaków.
Bo skoro istnieją wilkołaki, to muszą też być ich pogromcy (jak
w grze komputerowej). Tacy, którzy noszą długie, czarne peleryny i
zabijają miotając srebrne kule. Zrobił sobie kilka podobnych,
zgniatając sreberka po czekoladzie, ale były do niczego. Zrobił
też pelerynę, z wielkiego czarnego worka na śmieci
-
Wyglądasz jak wielki
śmieć! – zaśmiał się tata rubasznie, gdy peleryna zdradziła
go szelestem.
Poza tym, miał jeszcze,
kilka maleńkich, plastikowych imitacji srebrnych kul. Trzymał je w
metalowym pudełku po duńskich ciastkach. Za każdym razem, gdy
rodzice kłócili się, wyciągał je, liczył, oglądał, czyścił
i toczył po podłodze (ostrożnie, by nie wpadły pod szafę z
ubraniami).
Raz,
gdy skończył dziesięć lat, dzień po jego urodzinach, mama i tato
pokłócili się j a k n i g d y w c z e ś n i e j, o jakieś
pieniądze i nie tylko. Tyle słyszał. Potem, kazano mu wyjść z
domu, pójść na podwórko, bujać się na huśtawce i ślizgać ze
zjeżdżalni. Trochę się niepokoił, ale ostatecznie chętnie
wyszedł. Biegł z trzynastego piętra nie oglądając się za siebie
– szybko szybciej! szybko szybciej!
– gdzieniegdzie skacząc po dwa schodki. Na parterze poczuł, że
kręci mu się w głowie, że brzuch go boli, że ma nudności i w
ogóle, do kitu do kitu.
A potem, wybiegł jak wystrzelony z procy przed klatkę schodową.
Uderzył go powiew świeżego powietrza, zapach dymu palonych liści
i głos dozorcy:
-
odsuń się smarkaczu.
Na
podwórku bawił się w syfa-berka, jeździł na pożyczonym rowerze,
przezywał dziewczyny i robił mnóstwo innych rzeczy. Naturalnie,
nie wrócił do domu czysty. Ale mamy nie było, więc nie miał kto
marudzić. Trochę to go zaskoczyło. Nie zdążył nawet spytać co
się stało? bo usłyszał:
-
Stary
– ton ojca był uroczysty – od jutra sam będziesz wracał ze
szkoły. Jesteś już poważnym facetem, dasz radę!
Po czym dodał – tylko
bez ceregieli.
Pierwszego dnia, po prostu
przemknął na palcach obok windy (spięty jeszcze bardziej niż
zwykle) i przeskakując po dwa stopnie, pognał na górę. W okolicy
szóstego piętra poczuł straszne zmęczenie. Wyjął z kieszeni
kulki i usiadł na schodach. Chciał się nimi trochę pobawić, ale
przeszkadzał mu jego własny głośny oddech. Naprawdę bał się,
że go zdradzi. Nic więc dziwnego, że cały aż podskoczył na
dźwięk odgłosu przekręcanego klucza w zamku. O mały włos
zapomniałby o kulkach, tak szybko się zbierał. Po prostu zerwał
się na równe nogi i zwyczajnie zwiał.
Drugiego dnia było jeszcze
gorzej. Przed drzwiami windy, siedziała na wózku inwalidzkim
dziewczynka. Wózek był elektryczny, czarny w różowe kwiatki i
wydawał się za duży dla niej. Tak, że chłopiec widział tylko
rude włosy i skrawek czerwonych butków. Chciał jak dzień
wcześniej przemknąć niezauważony cichaczem, ale ona, gdy był
już przy schodach, zawołała go tak mocnym, wręcz oburzonym
głosem, że nie miał odwagi biec dalej.
-
Ej, tyyy!!
-
Ja? – udał zaskoczonego.
-
No a kto?
Chłopiec rozejrzał się
dookoła, po czym spytał niezbyt uprzejmie:
-
Czego chcesz?
-
Muszę wjechać na dwunaste
piętro.... – zaczęła, ale chłopiec szybko przerwał jej:
-
To wjeżdżaj.
-
Nie dosięgnę do
przycisku. Sterczę tu już dwadzieścia minut. I czekam na
towarzystwo – uśmiechnęła się. Wyglądałaby jak zwykła nudna
dziewczyna, gdyby nie ten kosmiczny pojazd na którym siedziała.
Ale i tak wzruszył ramionami, jakby od niechcenia. Liczył na to,
że Ruda Kaleka odczepi się, ale ona niespodziewanie zaczęła:
-
Wiesz......... Muszę do
toalety – przyznała cichutko.
Chłopiec nie bardzo
wiedział, co w takiej sytuacji zrobić. Wyglądał, jakby nad czymś
usilnie zastanawiał się, a potem zapytał:
-
Ile masz lat?
-
Osiem i pół. To znaczy,
prawie dziewięć – dziewczynka głośno zastanawiała się.
-
Hmmm.... To jeszcze pewnie
nie wiesz, że windami jeżdżą wilkołaki.
-
Wiem – przytaknęła bez
cienia emocji. Po czym szybko dodała – Ale tu żadnego nie ma.
Chłopiec rozejrzał się.
Faktycznie, byli zupełnie sami. Jednak:
-
Jakiś może wsiąść do
windy na kolejnym piętrze – powiedział.
-
Nie o tej porze. Mniej
więcej za pół godziny jakiś ciężko dyszący potwór będzie
wchodzić po schodach na trzynaste piętro. To wszystko. Wilkołaki
jeżdżą tylko wieczorami, na łowy. Ale i tak mam amulet –
wyjęła z kieszeni.
-
To zwykły guzik!! –
chłopiec krzyknął oburzony.
-
Ale skuteczny. Zmienia
wilkołaki w pył – wyjaśniła.
-
Ja mam kilka srebrnych kul
w kieszeni – rzecz jasna, Pogromca nie chciał wyjść na tchórza.
-
To w razie czego, damy
radę. Jedziesz? - spytała z prośbą w głosie. Najwyraźniej już
baaardzo spieszyło się jej.
Takim cudem, chłopiec
wsiadł do windy. Nogi miał jak z waty za to minę hardą.
-
Jestem Ewa.
-
A ja Pogromca.
-
Aha,
to teraz teleportuj nas na dwunaste piętro Pogromco
Windy.
Bał się strasznie, gdy
naciskał guzik z dwunastką. Spocił się przy tym jak na wuefie.
Gdyby nie ta mała kaleka, nigdy nie zrobiłby tego! Właściwie to
był wściekły na nią, przecież ryzykował życiem!
Winda ruszyła. Najpierw
gwałtownie opadła kilka centymetrów w dół, a potem poderwała
się do góry. Poczuł, że zaczyna mu brakować powietrza, że robi
mu się duszno i że nie jest w stanie utrzymać się na nogach.
Zsunął się po ścianie na podłogę. Gdy siedział tak, wciśnięty
plecami w ścianę i myślał o tym, by się tylko nie udusić,
dziewczynka nagle, ni z tego ni z owego spytała:
-
Co wiesz Pogromco o
potworach?
-
Ja? Ja nic nie wiem –
ledwo wysapał.
-
Jak to nie wiesz? Wszyscy
wiedzą.
-
??? – chłopiec nie
wierzył własnym uszom.
-
Że w tej klatce mieszka
potwór – powiedziała to takim tonem, że zaczął się głośno
zastanawiać – Wilkołaki i potwór na jedną klatkę, to trochę
za dużo. Co będzie jeśli któreś wejdzie teraz do windy?
-
Nie wejdzie. Możesz tam
sobie siedzieć spokojnie. Potwór nie jeździ windą, on szaleje na
klatce. Sapie i dyszy, goni swoje ofiary kilka razy dziennie. Często
go słyszę – wyjaśniła.
-
To dziwne – zamyślił
się – nigdy go nie spotkałem....
Chciał coś dopowiedzieć,
ale winda zatrzymała się.
-
Dwunaste! – krzyknęła
dziewczynka. Na co chłopiec szepnął:
-
Uff, przeżyliśmy.
-
Nic w tym dziwnego. Mówiłam
ci, jesteś Pogromcą W i n d y .
Na te słowa Ewy roześmiał
się:
-
A ty niby skąd o tym wiesz
?
-
Widzę – powiedziała. Po
czy pokiwała na niego palcem (żeby się zbliżył), tak jak to
robią stare czarownice w bajkach.
Podszedł posłusznie i
zniżył głowę, a ona szepnęła mu do ucha:
-
Jestem córką wiedźmy,
widzę więcej niż inni – gdy to mówiła, miała przeraźliwie
poważną minę. Zachciało mu się śmiać, bo nie wierzył w
wiedźmy, czarownice i w elfy, ale spojrzał w jej oczy. Były
poważne i bardzo jasne. Skórę też miała prawie białą, na
twarzy i na rękach. Wyglądała tak, jakby nigdy nie przebywała na
słońcu. To już wystarczyło, by wątpić w jej normalność.
Zdecydowanie, nie znał nikogo podobnego do niej.
W końcu Ewa odjechała.
Towarzyszyło jej delikatne buczenie wózka.
cdn............
o zdjęciu
pogromca konsoli
Się czyta. Fajowe.
OdpowiedzUsuńsię dziękuje. kłania i pozdrawia!
OdpowiedzUsuń