5.08.2012



z zakamarków twardego dysku

Raport opublikowany przez ZOPS (Zakład Obserwacji Poglądów Społecznych) zaskoczył niemalże wszystkich. Dotyczył badań, którymi objęto kobiety w wieku 18–35 lat. Mieszkanki miast oraz wsi, zamężne, konkubiny, panny, rozwódki, dzietne i bezdzietne, pracujące i bezrobotne. Przy rozsyłaniu ankiet pominięto jedynie zakonnice, zdeklarowane LGBT oraz nieliczne mniszki buddyjskie, pastorów będących kobietami uznano za grupę nieistotną statystycznie.
Badanie posiadało charakter czysto diagnostyczny. Jego cel oscylował wokół rozpoznania stosunku młodych heteroseksualnych kobiet do mężczyzn w postponowoczesnej rzeczywistości (cokolwiek miałoby to znaczyć). Zainicjowane przez Rząd w ramach rutynowych działań na rzecz penetracji świadomości społecznej, miało potwierdzić to co i tak wszyscy doskonale wiedzieli. Jednym słowem nie oczekiwano po nich zbyt wiele, prócz kilku mało zajmujących doktoratów, jednej nadętej profesury. Tym większe było zaskoczenie opinii publicznej.
Respondentkom zadano trzysta osiemnaście pytań. Kafeteria odpowiedzi przewidywała trzy możliwości „tak”, „nie”, „nie wiem”. Pytania prócz tych odnoszących się do statusu społecznego kobiet, oraz tak zwanych pytań kontrolnych, dotyczyły opinii na temat właściwości mężczyzn oraz oczekiwań wobec nich. Nic szczególnie trudnego.
Tymczasem, około dziewięćdziesiąt procent kwestionariuszy ankiet wróciło czystych, kolejnych dziesięć zaginęło. Szok był ogromny. Od razu zażądano powołania Zespołu do Oceny Sytuacji, Komisji Kryzysowej lub innej jednostki kontrolnej, zlecenia ośrodkom naukowym wielowymiarowej ekspertyzy, szeregu reform społecznych.
Puste ankiety stały się Istotnym Dokumentem. Identyczne i beznadziejnie nudne w swym podobieństwie płynęły z rąk do rąk ukrytych w ciasnych lateksowych rękawiczkach. Rząd wydał oficjalne oświadczenie: Koperty zostały otwarte, kwestionariusze wyjęte, następnie włożone do kopert zwrotnych i odesłane do Nadawcy. Nie było w nim nic ciekawego.
Niemniej w mass-mediach zawrzało, w nauce również. Specjalnie powołany zespół, w celu zbadania sprawy, przeanalizował strukturę postawionych pytań. Wątpiono w ich wewnętrzną logikę, oskarżono o tendencyjność, ukryty program, przemoc symboliczną i tym podobne. Ostatecznie, podważono sensowność badań statystycznych, w telewizji ogłoszono koniec nauki, męskości i świata, zresztą, nie po raz pierwszy.
Sprawie siedząc przed ekranem telewizora przyglądała się pewna ponad stuletnia Darwinistka, kobieta nie do końca normalna, choć zajmująca. Swoim zachowaniem wprowadzała w zakłopotanie wszystkich prócz siebie.
Mniej więcej na półmetku życia, zaczęła rozumieć o co w tym wszystkim chodzi – o nic. Siłą rzeczy nie zdradzała się z tą wiedzą, żyła dalej, jak gdyby nigdy nic, czerpiąc satysfakcję z tropienia śladów ewolucji. Szczególnie interesował ją homo sapiens, gatunek wskutek zmian cywilizacyjnych, wyjątkowo podatny na zmiany. Od niemalże stu lat skrupulatnie notowała wszelkie, nawet ledwo dostrzegalne przeobrażenia, którym ulegał. Miała na swym koncie kilka niepublikowanych odkryć. Wciąż, mimo późnego wieku i trudnych warunków pracy, uparcie kontynuowała swoje obserwacje. Każdemu, kto ją odwiedził, kazała
rozebrać się (do rosołu i bez ceregieli)
stać nieruchomo,
siedzieć prosto,
kroczyć równo,
wszystko na golasa. Zdecydowanie, była jedną z trudniejszych pensjonariuszek DPSu.
Tak czy siak, kobietę zaintrygowały wiadomości z telewizji. Słuchała w napięciu o podjętych środkach zaradczych: projekcie rozwoju badań nad klonowaniem kobiet starego typu i masowym rozpoczęciu Programu Rewitalizacji Mężczyzn. W ramach jego realizacji każdemu samcowi w wieku rozrodczym, przysługiwał darmowy dezodorant i maszynka do golenia, trening interpersonalny i kurs psychiki kobiecej, czymkolwiek ona była. Bawiły ją te pomysły, podobnie jak wielkie słowa polityków. Sztywni jak żołnierze prawili o misji, poświęceniu i walce o przetrwanie ludzkości. Machała na nich ręką. Czekała, aż wreszcie ktoś powie coś ważnego, dojdzie do sedna sprawy, wyjdzie poza pospieszne diagnozy, powierzchowne rozwiązania. Albo choć zauważy, że w debacie tej, jak w większości wcześniejszych, prócz kilku „dyżurnych” starszych pań, nie brały udziału kobiety. Znała powód. Odkryła go wiele lat temu. Fenomen skrupulatnie opisała, brzmiało to dość nieprawdopodobnie: Kobietom, wskutek ewolucji wyrosły wirtualne skrzydła, itd.
Jako Darwinistka przez lata obserwowała, jak kobiety uczyły się korzystać z nich. Nie było to łatwe. Przy korzystaniu ze skrzydeł, niezbędna jest równowaga ducha i ciała, każdy pilot o tym wie. Najwyraźniej osiągnęły ją i odleciały z męskiego świata.

o zdjęciu
zmarniały męski świat
(mam nadzieję, że nie wrzuciłąm tego zdjęcia po raz drugi)

2 komentarze: