













to chyba Eco postawił to pytanie:
czemu by nie nazwać sztuką dzieł przyrody? czyż nie zachwycają formą? lekkością? czyż nie wzbudzają emocji? nie rozczulają do łez?
z marzeń:
móc
podrobić naturę. póki co, nijak nie udaje się.
przy okazji zdjęć:
chyba jakiś zamroczony po sobocie anioł spadł o świcie z nieba na ziemię. pogubił pióra, zahaczył ażurowym wdziankiem o gałęzie i podarł je zupełnie. delikatne strzępy wisiały prawie na każdym drzewie, słupie i krzewie. wśród obumarłych liści walał się anielski puch, mokry od rosy i porannej mgły. nie ma co, szybko się taki nie pozbiera, nie załata się, nie poskleja – wiadomo, jesienna deprecha. chyba że,
grzybki uniosą go na chwilę z powrotem do nieba.
na marginesie
babie lato, to podobno sprawka pajęczej młodzieży. przędą chyba tylko dla sportu, w ramach treningu, z kiepskich szybkorwących się nici. równo, bez względu na płeć, nie potrzebują do tego parytetów, przywilejów ni ulg.