8.03.2012













podobno to postmodernizm na nowo odkrył ciało. i uporczywie przywraca je nauce oraz humanistyce w nieznanym dotąd ujęciu – wrażliwej oraz czującej somy. krytykuje jego definicje jako mechanicznego organizmu i wyzwala z nauk przyrodniczych. to prawdziwa batalia. jej sednem jest usankcjonowanie związku między ciałem, kulturą i umysłem.
tyle, że każdy głupi go zna. potrafi powiązać rumieńce na twarzy ze wstydem odczuwanym na widok czegoś społecznie nieakceptowanego. więc, jak tu, po tym wszystkim, wierzyć nauce? że znów nie zwodzi, nie prowadzi na manowce? nie buduje niebezpiecznych mitów?

6 komentarzy:

  1. po tym wszystkim i przed tym także wierzyć nie bardzo. to jest chyba tak, że potrzeba jakiegoś punktu odniesienia tworzy mity, teorie, klasyfikacje. ułuda porządku, urządzanie kosmosu (chaosu czyli). i znowu od nowa, i post, i tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. no bo zawsze jest jakiś cel nauki. w nowoczesności była to "racjonalność" w znaczeniu postępu, przyrostu, efektu itp, w postnowoczesności mam poczucie, że celem jest afirmacja życia. ale ręki nie dam sobie uciąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. z tą ręką to właśnie ciężko;)
    tak czy owak, chodzi o ujarzmienie, a miano to sprawa drugorzędna;)

    OdpowiedzUsuń
  4. przy afirmacji ujarzmienie? toż to byłaby czysta kokieteria :)

    OdpowiedzUsuń