8.21.2011
z archiwum snów zapomnianych:
jestem w jakimś olbrzymim porcie. woda przypomina brudny, niejadalny kisiel. powoli podchodzę do doka. próbuję przeskoczyć na odbijający od brzegu prom, ale nie udaje mi się. wpadam do wody. jeszcze słyszę plusk, a potem już tylko zanurzam się, z każdą chwilą głęboko głębiej. myślę, nie mogę tracić sił, że starczy tylko odbić się od dna i wypłynąć. ale po czasie, zaczyna brakować mi powietrza i wtedy, dopiero wtedy, dociera do mnie z całą bolesną świadomością, że tonę. umieram. widzę własną śmierć, długą jak wieczność. widzę własne, mrożące krew w żyłach przerażenie. w nieskończoność kończę się. i wtedy nachodzi mnie myśl, że z tym jest jak z porodem - człowiek boi się, boi, a potem, po prostu dzieje się.
o zdjęciu
ciekawe o czym śni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz