5.25.2010
















na koniec ratowali ropuchy, wyciągali je z betonowej rury, wrzucali do strumyka itd. opracowali całą strategię łapania i rzucania. starałam się nie przeszkadzać, nie wtrącać, skoncentrować się na upierdliwych komarach. co ciekawe, dzieciom komary w ogóle nie przeszkadzały. stąd płynie wniosek ostatni z niedzielnej wyprawy: przy odpowiedniej dawce silnych, pozytywnych emocji dyskomfort fizyczny zanika. to chyba najważniejsza z wytycznych do hartowania ciała, niejako odwrócona maksyma Lock'a, jak zdrowy duch to i zdrowe ciało.




kolejno:
Igi jest żółwik i ropuszka, Miłosza „wyspa ziemi” i wszystko co na niej, liść, kwiat, ślimak, żaba z tyłu, i wszystko inne trudno rozpoznawalne. Rudolf Steiner (zresztą nie on jedyny) właśnie mniej więcej tak wyobrażał sobie edukację. najpierw stwarzanie dzieciom warunków do przeżywania rzeczywistości, a potem ugruntowanie i uporządkowanie doświadczenia za pomocą działań artystycznych. żadnych książek, chyba, że pisanie własnych, żadnego wypełniania ćwiczeń, chyba że wymyślonych przez siebie, żadnej teorii chyba, że budowanie własnej i najważniejsze – żadnych ocen, zamiast nich i rywalizacji, współdziałanie. można się wzruszyć, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz