4.01.2012



z czeluści twardego dysku

Projekt


Pewna kobieta kochała naprawdę mocno. Miała jednak poczucie, że nie jest to dobra miłość, ale taka co zżera od środka, blokuje twórczość, wdziera się w myśli i w słowa, absorbuje bez końca – miłość silniejsza od tej która kocha.
Podobno, dobrze jest miłości ulec. Niech rozkwitnie, a potem zwiędnie. Niech opęta a potem wypłowieje. Ostatecznie, każda, nawet największa, spowszednieje jak kawałek ciucha, model komórki lub telewizora, zmieni się w przyzwyczajenie. W najlepszym wypadku, na końcu będzie czekać przyjaźń, trochę czułości i tyle.
Jednak, żeby przez to wszystko przejść zwycięsko, trzeba mieć nerwy ze stali i mnóstwo czasu. Miłość, to nie jest uczucie dla ludzi strachliwych lub słabych, nie jest również dla osób w cokolwiek zaangażowanych.

Zygmunt Freud, ojciec psychoanalizy i koneser cygar, głosił że wyłącznie mężczyzn stać na autentyczne oddanie intelektualne niepowodowane pragnieniem podziwu w oczach osób znaczących. Freudowi należy wybaczyć pomyłkę i przyjąć prawdę nową, z tym zastrzeżeniem, że jej aktualność może być chwilowa: istnieje niewielu ludzi na ziemi, których faktycznie stać na rezygnację z siebie, na poświęcenie się Pracy nad Dziełem. Kobieta należała do jednych z nich. Od kilku lat pracowała w zespole nad projektem Domu, dość niezwykłego.

Mimo tego, ostateczna decyzja nie przyszła jej łatwo. Zbierała się w sobie przez kilka dobrych miesięcy, ćwiczyła bycie samą i tym podobne. Nie od razu też, dotarło do niej okrucieństwo tego postanowienia. Inaczej, z pewnością przeraziłaby ją suma kosztów psychicznych, być może nawet wycofałaby się. A tak, stało się. Mężczyzna, kochany choć niechciany, odszedł. Mimowolnie zostawił jej miłość, jak niemożliwą do wytrzymania pamiątkę po sobie, jak jakąś zakaźną chorobę.
Uczucie, przybierało najróżniejsze postacie, bólu brzucha albo głowy, ciężkich snów i niemożności koncentracji, dziwnej mentalnej czkawki. Kobieta chodziła struta, smutna i skręcona z wewnętrznego bólu. Dzieło Życia stygło.
W końcu, przeczytała gdzieś, na jakimś mało znaczącym forum, że dobrze jest prawić o miłości, że wręcz trzeba o niej opowiadać, bo samo mówienie podobno porządkuje doświadczenie, że narracja bywa dla niektórych zbawieniem. Najpierw, wydało się jej to śmieszne, ale w chwili całkowitej desperacji, dała ogłoszenie w Internecie: Szukam słuchaczki. Płacę dobrze. Gadam o kochaniu. To wszystko.

Dziewczyna, która zgłosiła się, wyglądała naprawdę marnie, jakby sama nie bardzo radziła sobie z życiem. Miała chudą twarz i zaciśnięte zęby, nienaturalnie wysoko uniesione ramiona i wystające obojczyki. Zaskakująco siwe włosy. Z kimś tak wyglądającym niekoniecznie chce się dzielić życiem. Tego kobieta była pewna. Jakby, piękna historia o namiętności potrzebowała opaść na właściwy, przyjazny grunt. Niemniej, dziewczyna była jedyną osobą, która w ogóle zareagowała na anons. Jej odpowiedź była w identycznym tonie, przesłana mailem, brzmiała: mogę słuchać, przyjmuję wyłącznie gotówkę, krótko zwięźle i odpychająco. Umówiły się w kawiarni na trzecim piętrze gigantycznego centrum handlowego.
Najpierw, omówiły warunki transakcji, godzina opowieści we wtorki albo w piątki, a potem zobaczymy. Cena nazbyt wygórowana, ale niech będzie. I tak dalej. Po czym jakoś poszło, tyle że nie na temat. Nieoczekiwanie dla siebie samej, kobieta opowiadała głównie o Domu. Że propozycja jakiś czas temu przyszła z zewnątrz, że zawdzięczała ją wieloletniej przyjaźni i lojalności, w sporym stopniu również talentowi. Że była to wyjątkowo atrakcyjna oferta, trochę szalona, wręcz fantastyczna, prawie niemożliwa do realizacji wizja. Że w tym wszystkim najważniejsze było muśnięcie Czegoś Niewymownie Pięknego. Że pracowali w międzynarodowym zespole i że ona została odpowiedzialną za ogólną Harmonię. Potrzebowała ciszy i wewnętrznego spokoju, dogodnych warunków duchowych. Inaczej w obliczenia mógł nieopatrznie wkraść się błąd, jakaś głupia pomyłka i zrujnować lata pracy, wyrzeczeń, marzeń.
-Widzisz- zakończyła- to moje małe Dzieło Życia. Pomóż mi je uratować.
-Czas się skończył, przypomniała dziewczyna.
Następnym razem było podobnie. Kobieta znów mówiła o projekie. O trudnościach, z którymi boryka się na co dzień, o nudzie przed monitorem, o marnych kompozycjach, o sprzeczkach w zespole, o silnych animozjach, o pogoni za wyśnionym ideałem Domu. Po godzinie opowieści miała łzy w oczach. Dziewczyna rozpaczliwie szukała w torebce chusteczki. Zgodnie z umową spotkały się kilka dni później, na szczęście dla młodszej, obyło się bez płaczu. Źle znosiła smutek innych.
Miesiąc później kobieta przyniosła najnowsze wydruki projektu. Spontanicznie tłumaczyła, co jest co, na olbrzymich płachtach papieru i dlaczego tak, a nie inaczej. Wyjaśniała, co oznaczają najróżniejsze linie, symbole i kolory. Zabrakło im czasu na kilka rzeczy. Omówienie szczegółów przełożyły na następny tydzień.
Tymczasem, miłość wyraźnie stygła, jej ataki zdarzały się rzadziej. Jeszcze były bolesne, jeszcze miewała zawroty głowy, ale towarzyszyła im świadomość czasowości niniejszych stanów i co najważniejsze, kobieta pracowała. Nad Domem.

Po roku ukończyli wreszcie projekt. Już wtedy kobieta miała świadomość, że nie jest to Dom Idealny. W kilku punktach musiała ulec presji zespołu, z kilku innych była naprawdę dumna, kilka jej pomysłów okazało się zupełnie nietrafionych. Mniej więcej w tym samym czasie, podziękowała za usługi dziwnej, siwowłosej i surowej w obyciu dziewczynie. Na pożegnanie usłyszała:
- nigdy nie słyszałam, by ktoś tak szalenie kochał swą pracę, to jakieś wariactwo!
Kobietę autentycznie zaskoczyły jej słowa. Dopiero po chwili zorientowała się, że faktycznie, w czasie sesji nie opowidała o mężczyźnie. Zresztą, może czasem trudno jest w prawdziwej miłości rozpoznać miłość, niekiedy potrzeba do tego innego człowieka jak lustra.
Tak czy inaczej, dziewczyna miłością pracy i piękna zaraziła się. Jeszcze tego samego roku, nieoczekiwanie dla rodziny, wstąpiła na uniwersytet by studiować architekturę. Chciała poinformować o tym kobietę, jednak nie mogła jej znaleźć, nawet przez Internet. Podobno wyjechała ze swoim zespołem do Indii realizować kolejną szaloną ideę.

Projekt Domu kupił mężczyzna, co chyba jest największym zaskoczeniem. Urealnił go budując niesamowity dom na drzewie, zupełnie fantastyczny. Czas płynie w nim wolniej, powietrze jest miększe. Mężczyzna wciąż mieszka w nim z rodziną. Są dnie, w których odczuwa pełną harmonię, absolutny spokój. Jest szczęśliwy.

o zdjęciu
słuchaczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz