10.22.2010










Pomarańczowego, niespodziewanie zagryzł pies. w starciu z prawdziwym zwierzem, nie miał, rzecz jasna, najmniejszych szans. po wszystkim, jego szczątki walały się po trawniku, tu głowa, ogon tam.
tymczasem, drugiego z dinozaurów zżerał smutek. dreptał wokół resztek kompana, kręcił się, obwąchiwał, odchodził, wracał. osowiały, jak nie on. w końcu, wypatrzyła go Czarownica. najpierw trochę dziwiła się, niedowierzała trochę. nieświadoma tragedii rzuciła miotłę w krzaki. przykucnęła. podobno, cały ranek spędziła oswajając Wrzosowego. podobno miotłę jakieś prawdziwe zwierzę wzięło za kija.

2 komentarze:

  1. ja tam się znam, ale swego czasu byłam święcie oburzona jako mała smarkula, kiedy moi rówieśnicy 'pastwili' się nad zabawkami. I nawet byłam w stanie się popłakać, tak mi było szkoda misiów szarpanych za uszko i lalek rzucanych o ścianę.

    Myślę, że dużo czynników składa się na takie odczucia i nawet dzieciaki gdzieś podświadomie wiedzą o całej gamie przyczyn takich smutków.
    Po pierwsze zabawka jest moja, po 2. ma jakąś wartość, 3. w ogóle jest czyjąś własnością a własność należy szanować, 4. jeśli jest własnoręcznie zrobiona to jest efektem pracy, którą należy szanować. 5. jeśli jest efektem mojej pracy to została przelana spora dawka emocji związanych z towrzeniem 6. nie przedstawia kamienia tylko coś żywego, do czego można się przywiązać. i tak dalej i tak dalej...

    Poza tym dorośli są tacy sami, bo jak Pan Prezes zobaczy swojego Astona Martina zdemolowanego przez bandę wariatów, to też zapłacze w klapę marynarki nad swym straconym kochanym przyjacielem.

    Jakoś tak się rozpisałam, nie wiem czy na temat, ale kwestie utraty albo bezczeszenia przez innych rzeczy tylko dla mnie ważnych przeżywam do dzisiejszego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  2. chodzi jednak o to, ze niektore rzeczy nie sa dla dzieci tylko rzeczami (nawet najcenniejszymi)....
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń