2.28.2011





skoro Czarownica nie potrafiła oszukać samej siebie, postanowiła choć odrobinkę oszukać Wrzosowego. nakupiła holenderskich tulipanów, genetycznie modyfikowanych i odpornych na zimę. po czym, uwiła Wrzosowemu kawałek fałszywej wiosny. dał się nabrać. mruczał, sapał, podskakiwał i podlatywał z radości. w końcu zmęczył się. siadł i z błogim uśmiechem na pysku, jedno po drugim, zniósł cztery kolorowe jajka. Czarownica oniemiała.

2.23.2011



- mamo to ty? myślałem, że ktoś inny, bo wiesz, ja wierzę w wilkołaki.
- a co robią wilkołaki?
- walczą ze wszystkimi
- po co?
- no żeby zwyciężyć...

2.21.2011












wierzę Lacanowi – podmiot nie mówi a jest mówiony. to przy okazji wystawy Agaty Kosmacz book on the elements w Schloss Broellin (http://www.broellin.de/)

na wystawie właściwie jedna rzecz jest określona: kolor. czarna jest książka, czarne są dziecięce bączki, czarne są powycinane z kartonu litery, czarne jedynie miejscami rozświetlona fioletem znaki na fotogramach, podobnie czerń z lekką domieszką fioletu jest tłem dla poezji.
cała reszta to poszukiwanie, ostrożne przeglądanie i testowanie różnych form wyrazu, takie sprawdzanie co mi w dłoni leży, co może być moje. może fotogram a może instalacja, może karton a może zabawka, może filozofia a może poezja, może interakcja a może wycofanie, może 3D a może 2. jedno co jest spójne, to barwa.
całość stanowi miłe dla oka, szalenie estetyczne intelektualne wariacje na temat książki. tytułowe żywioły są tu chyba tylko pretekstem dla zabawy autorki, dla jej prywatnych poszukiwań istoty książki. bo niby co jest dla ksiązki cząstką elementarną? znak graficzny? materiał z której jest złożona? a może sens? bo ten, posiada każda, nawet telefoniczna. jakie istnieją granice tego pojęcia? czy książką jest złożona kartka z wydrukowaną treścią? czy jest nią jeszcze trójwymiarowa ilustracja platońskiej teorii żywiołów włożona między kartki?
jedna tylko rzecz nie pasuje do całości, albo nie pasuje pozornie. bo można odważnie, trochę na wyrost i niedelikatnie założyć, że to ona stanowi ów nieredukowalny sens jakieś prywatnej książki autorki – intymną cząstkę elementarną, duchową bazę, żywioł, której klimat w postaci barwy przenika każdy z obiektów wystawy. to bączki, dziecięce zabawki pomalowane na czarno, ustawione na tafli niewidzialnego zegara, niczym mentalne uwięzienie w dzieciństwie spowitym smutkiem(?) żalem(?) utratą(?).
jeśli to ilustracja, to genialna. oszczędna w formie, delikatna, łamiąca mit dzieciństwa jako czasu bezuwagi, beztroski, a przede wszystkim dziecięcej nieobecności we wspólnym świecie, czyli przekonania, że po dzieciach wszystko spływa. nie spływa. inaczej, niektóre z nich nie przywiązywałyby się do zabawek tak wymagających samotności, zagłuszających i uwalniajacych od świata zewnętrznego.
jednak, czy to źle? skoro ostatecznie żywioł żal okazuje się być niezwykłą siła twórczą, energią może trudną, ale inspirującą.

na marginesie
dzieci obecne na wernisażu nie rozpoznały bączka jako kręciołka. dla nich był raczej statkiem ufoludków krążącym po kosmosie galerii. w pewnym momencie spontanicznie ustawiły je pod ścianą w linii prostej. Ani (openwork.pottery) całość przypomniała ołtarzyk. galerie jako świątynie sztuki? ot siła skojarzeń, prywatnych interpretacji.

2.18.2011



chciałam napisać coś mądrego, zacytować kogoś, podeprzeć się jakąś dopiero co przeczytaną wiedzą, ale zapomniałam o wszystkim w obliczu brudnej szyby.
a więc jednak, od czasu do czasu martwię się tym, co powiedzą o mnie inni.

o zdjęciu, z samego rana podejrzane - bez laptopa jak bez ręki.

poza tym, są ferie.

2.14.2011



juz przestałam liczyć na to, że kiedykolwiek oswoję go z aparatem. owszem, niekiedy poświęca się, ale tylko wtedy gdy mówię, czekaj, czekaj testuję światło, albo zaraz, zaraz tylko sprawdzę ISO.
jednocześnie, do jego wszelkich portretów mam ten sam stosunek co do swoich - jestem przekonana, że kłamią, że okrutnie upraszczają nadto skomplikowaną rzeczywistość. w zbyt wielu różnych sytuacjach widziałam go, by zawierzyć byle zdjęciu.

2.13.2011



kawałek Szczecina.
gdy byłam dziewczynką fascynowały mnie podobne podwórka. wiekszość moich koleżanek i kolegów mieszkało w takich oficynach. niby labirynty, tajne przejścia, bramy i zakamarki, to było dopiero życie!

na marginesie
ciekawe, czy psychologia architektury w ogóle uwzględnia percepcję dziecka?

2.11.2011



ze zwierzeń:
- w szkole, gdy sikasz, też zostawiasz drzwi otwarte od toalety?
- nie, bo tam mam opiekę.

2.10.2011





jaka jest różnica między interpretacją a rozumieniem? chyba mniej więcej taka jak między inteligencją a mądrością. a prawda istnieje? jest bzdurą (postmodernizm)? tajemnicą (Eco)? marzeniem idealistów?

na zdjęciach
kolejne etapy nocnego, czczego rozmyślania.

2.09.2011



nie jest tak, że człowiek rodzi się z wolą, pragnieniem życia. podobno, żeby chcieć żyć, trzeba najpierw doświadczyć, że jest to zwyczajnie przyjemne. to znaczy, że w pierwocinach życia trzeba zostać do niego przekonywująco zachęconym (na podstawie Bettelheima).

na zdjęciach: kobieta zachęcona, a nawet przekonana.

2.07.2011


















niedobrze jest gdy wychowanie staje się misją. ten, kto w nim uczestniczy, z reguły szybko orientuje się, że nie o niego w tej grze chodzi, ale o jakieś ambicje, obowiązki lub umiłowanie władzy. jednak, historycznie rzecz ujmując, w wychowaniu nigdy nie chodziło o dziecko (ono było jedynie budulcem/narzędziem) ale o taką czy inną przyszłość. współczesna pedagogika średnio sobie radzi z tym bagażem historycznym.

o zdjęciach: wernisaż powarsztatowych prac.
przy okazji, w massmediach, z całą siłą wypłynął mit złej dziewczyny zbawionej przez sztukę. niech będzie jasne, tym dziewczynom daleko do zła, jak i ich pracom daleko do sztuki.

na marginesie, to była terapia czy wychowanie? bo chyba coś więcej niż resocjalizacja.

2.06.2011







być jak...... Pani Dalloway.

2.04.2011



o zdjęciu: Ani paluszki tańczą po kole.
w życiu - czas najróżiejszych rozliczeń, brak go zatem na słowa.